<powrót
zakladka
Ostatni luboński pszczelarz
Pan
Andrzej Dembski, z Lasku, jest ostatnim profesjonalnym
pszczelarzem w Luboniu i jedynym z naszego miasta członkiem
Związku Pszczelarzy na okręg: Mosina, Puszczykowo, Luboń,
skupiającym obecnie 56 czynnych członków. Licząca 58 uli pasieka
p. Dembskiego zimuje w Lasku, w sąsiedztwie dużego budynku
wielorodzinnego, przy ul. Sobieskiego. Od późnej wiosny do
jesieni ule wywożone są „na pożytki” do Wielkopolskiego Parku
Narodowego, gdzie pracowite owady zbierają czyste pyłki kwiatowe
na znakomite, lecznicze miody. Pan Andrzej urodził się w Lasku
i kontynuuje rodzinną tradycję pszczelarską. Z pszczołami
przyjaźni się od wczesnego dzieciństwa. Można by powiedzieć, że
wychował się wśród uli! Już jako kilkuletni chłopiec latem,
rozebrany, biegał w okolicznych pasiekach i zbierał pszczoły do
pudełka po zapałkach. Nie bał się pracowitych owadów. Obserwując
ojca uczył się kochać pszczoły, opiekować nimi, budować
odpowiednie dla nich ule… Ojciec zabierał syna na pszczelarskie
narady, kiedy jeszcze w oddzielnie egzystujących wsiach:
Luboniu, Lasku i Żabikowie pszczelarstwem zajmowało się prawie
30 osób, z wielu szacownych rodzin, takich jak: Kaczmarkowie
z Lasku i Lubonia,
Mizerkowie
i Skrokowie w Żabikowa (żeby wymienić największych posiadaczy
pasiek). Kilkuletni Andrzej Dembski był przez starych praktyków
podziwiany za swoją śmiałość do pszczół. Kiedy bawił się
w brzęczącej od owadów pasiece wielu z nich zastanawiało się,
dlaczego malec jeszcze nie krzyczy?
-Kiedy starsi pszczelarze, znajomi ojca, chcieli z sobą
swobodnie porozmawiać, wysyłali mnie z pudełkiem na łąkę, abym
z kwiatów nazbierał pszczół, rzekomo dla uzupełnienia rodzin
w ulach. Miałem swoje „ważne” zadanie a dorośli „święty spokój”.
Za pełne pudełko dawali mi w nagrodę 2 zł a owady „cichcem”
wypuszczali… Wspomina ze śmiechem p. Andrzej.-Dziś wiadomo, że
moja odwaga to nie było nic szczególnego- Pszczoły mają
doskonały zmysł węchu, który ułatwia im zbieranie pyłku
kwiatowego. Potrafią do 100 m wyczuć zapach miododajnych
kwiatów, albo…miodu, który można wykraść! Człowiek, który się
boi, jest dla nich natychmiast rozpoznawalny po specyficznym
zapachu potu i wtedy oczywiście atakują! Prócz tego obecnie
wiadomo, że pewnych substancji zapachowych pszczoły po prostu
nie lubią. Kiedy moja małżonka wraca od fryzjera, przez
2-3 godziny musi ukrywać się w domu, bo inaczej narazi się na
pożądlenie przez nasze bardzo łagodne pszczoły. (Kiedy zapach
fryzjerskich specyfików wywietrzeje żona może spokojnie pielić
kwiatki w pobliżu stojących uli!) Nasze pszczoły, jak
wspomniałem, należą do grupy bardzo łagodnych, bo są specjalnie
pod tym względem selekcjonowane. Wbrew potocznym wyobrażeniom
pszczoły bardzo różnią się między sobą. I to pod wieloma
względami! Poczynając od ubarwienia aż po „charakter”
i „temperament”! Są pszczoły podobne do os, są czarne, brązowe ,
szare i żółte. Moje pszczele rodziny są właśnie w żółtym
kolorze. Dobieram matki tak, aby kolejne pokolenia były łagodne,
to gwarantuje, że nawet w czasie rojenia nikogo nie zaatakują.
Nasi sąsiedzi z okolicznych domów wiedzą o tym i nie boją się
mojej pasieki. Zresztą od maja do października moje pszczoły
pracują na miód w WPN…
Tak wygląda sytuacja lubońskiego pszczelarza dzisiaj, ale pan
Andrzej Dembski nie zawsze mógł mieć dużą pasiekę. Kiedy
pracował zawodowo, utrzymywał zaledwie kilka uli. Jak wspomina,
był jednak skazany na hodowanie pszczół, bo one same do niego
przychodziły!
-Wystarczyło, że postawiłem pusty ul, a wkrótce zagościły w nim
pszczoły! Teraz, na emeryturze, kiedy mam dla nich czas, mogę
budować nowe ule, ale nie zamierzam wyjść poza „amatorstwo”,
czyli posiadać pasiekę liczącą więcej niż 80 uli, bo… niestety,
nie mam następcy, który przejąłby to po mnie. Mój syn jest
uczulony na jad pszczeli i tradycja pewnie skończy się chyba na
mnie.-Z żalem mówi p. Andrzej. Szkoda, bo dobry, miejscowy
pszczelarz to nie tylko gwarantowany jakościowo miód, ale także…
miejscowe pogotowie przeciw osom, szerszeniom i innym agresywnym
owadom! Od wielu lat właśnie w takiej roli służy mieszkańcom
Lubonia p. Dembski. Każdego roku na zlecenie strażników
miejskich lub na indywidualne zgłoszenia likwiduje żądlące
sąsiedztwo z pobliża ludzkich siedzib. W czasie tegorocznej
„Biby w Lasku” znakomite
miody
z pasieki p. Andrzeja (na zdjęciu z małżonką) można było nabyć
w Parku Siewcy i dowiedzieć się, jakie właściwości lecznicze
kryją się w każdym rodzaju miodu. Było z czego wybierać! Mnie
osobiście najbardziej smakował gęsty, białawy miód
wielkokwiatowy. Moim znajomym pachniał miód lipowy, gryczany ,
akacjowy i ze spadzi liściastej... Samo zdrowie, zamknięte w
słoikach! Polecam!
Z ostatnim pszczelarzem z Lasku rozmawiała Izabella
Szczepaniak
<powrót
|